Były jesienne kadry z Tatr, były również z Bieszczad przyszła więc pora na Beskidy. Beskid Śląski i Żywiecki to góry w które mam zdecydowanie najbliżej ze Śląska. W Beskidy ze Śląska można się dostać na dwa sposoby.
Obojętnie od środka transportu podróż trwa maks 2 godziny (z Katowic). Ja osobiście korzystam z samochodu lub PKP, powiem szczerzę, wolę opcję numer 2, czyli pociąg. Dość dobrze rozbudowana siatka połączeń nie zmusza mnie do robienia pętli, a pozwala iść przed siebie, bez konieczności wracania do samochodu. Tym razem wybrałem jednak opcję z samochodem, ponieważ zależało mi na wschodach i zachodach w kilku miejscach.
Hala Rysianka
Celem numer jeden mojej wędrówki była Hala Rysianka. Hala Rysianka zachwyca o każdej porze roku. Szczególnie o wschodzie słońca, ponieważ słońce oświetla halę nadając jej wyjątkowych kolorów. Wiosenna Rysianka to dodatkowy bonus w postaci krokusów, ale o tym innym razem. Dodatkowy plus tego miejsca to łatwość i szybkość dotarcia. Na Rysiankę prowadzi wiele szlaków a najszybszy z nich to szlak zielony. Ja zaparkowałem auto w miejscowości Błarzczkówka gdzie jest wyznaczony ostatni parking. Czas wejścia z parkingu na Halę Rysianka to 1.5/2 godzin. Po szybkim dotarciu pod Schronisko miałem sporo czasu na podziwianie wschodu i pstrykanie fotek.
Po sesji zdjęciowej przyszła pora na odwiedzenie schroniska. Lubię to miejsce, panuje tutaj miła atmosfera, ceny posiłków nie zabijają, a posiłki są smaczne. Tradycyjnie zdecydowałem się na jajecznicę, po czym rozpocząłem zejście do samochodu.
Malinowska Skała
Miejsce zyskuje coraz większą popularność, więc zdecydowałem się zobaczyć osobiście. Przejechałem samochodem na parking w miejscowości Skrzyczne (Jaski). Obok parkingu startuje żółty szlak prowadzący do miejsca docelowego. Według szlakowskazów czas przejścia to około 3 godziny. Pierwsze kilometry szlaku prowadzą asfaltową drogą, wśród liściastych drzew.
Zważając na porę roku, była to przyjemna wędrówka w jesiennej scenerii. Druga część szlaku wiedzie już gruntową drogą, a następnie ścieżką aż do samego szczytu. Od szczytu do celu mej wędrówki dzieli mnie raptem 200 metrów. Docieram na około godzinę przed zachodem słońca, formacja skalna robi wrażenie. Widzę też, że to miejsce na wschód a nie na zachód słońca. No cóż, nie zniechęcam się, mam świadomość, że słońce nie oświetli samej skały, ale liczę na malownicze niebo. Udało się, niebo czerwieni się po cały horyzont, nie tylko na zachodzie, ale również na wschodzie, czyli nad Tatrami. Marznę, ale sukcesywnie łapię chwilę aparatem. Słońce na dobre chowa się za horyzontem, pakuję się i ruszam w kierunku Hali Radziechowskiej.
Hala Radziechowska
Szałas na Hali Radziechowskiej to miejsce mojego noclegu, lubię tutaj odpocząć. Szałas jest w dobrym stanie i chroni przed wiatrem, który ma tendencje do nękania tego miejsca. To nie jest moja pierwsza wizyta, od pewnego czasu poluje na fajne ujęcie doliny poniżej. Kilka poprzednich wypadów ze względu na warunki kończyło się fiaskiem. Po spokojnej nocy, obudziło mnie wschodzące słońce. Jak najszybciej zabrałem się za szukanie fajnego kadru. Z każdą minutą robiło się coraz cieplej i przyjemniej co dawało swobodę fotografowania. Ten wyjazd to zdecydowanie najlepsze warunki jakie spotkały mnie w tym miejscu. Sami oceńcie czy Wam się podoba, jak dla mnie, brakuje tylko porannej mgiełki na dnie doliny i byłby komplet. Mgły się nie doczekałem, więc trzeba będzie tutaj wrócić, być może w zimie, zobaczymy. Schodzę do auta, kolejny cel to przełęcz krowiarki i kapryśna Babia Góra.
Babia Góra
Można by rzec, wiedziałem. Kapryśność królowej beskidu w pełnej krasie. Byłem tutaj przynajmniej dziesięć razy, ale tym razem królowa przeszła samą siebie. O ile podczas zachodu wiało naprawdę mocno, obstawiam, że jedna z najbardziej wietrznych wizyt.
O tyle warunki na wschodzie bezdyskusyjnie pobiły wszelkie rekordy. Ludzie słaniali się na nogach, nie potrafili ustać w miejscu a podczas podmuchu przemieszczanie się było niemożliwe. Świadomy kaprysów góry, nie zważając na porę roku zawsze mam ze sobą ciepłą kurtkę, czapkę i rękawiczki. Tym razem i to było za mało, podczas wschodu nie obeszło się bez ogrzewaczy. Wieczorne zdjęcia udało się zrobić ze szlaku, co prawda musiałem trochę zejść w kierunku Przełęczy Brona, ale udało się rozstawić statyw i w przerwach pomiędzy podmuchami wykonać zdjęcia. Natomiast o wschodzie, gdzie wiatr z pewnością przekraczał 100 km/h nie było mowy o statywie (z pewnością by odleciał). Postanowiłem poszukać miejsca, gdzie wiatr jest słabszy. Zszedłem w kierunku Tatr i tam na zboczu wśród kosodrzewiny udało się zrobić kilka zdjęć, oczywiście z ręki, ponieważ obawiałem się o sprzęt.
Zachęcam do zapisania się do Newsletter, aby nie umknęły Wam kolejne wpisy.